sobota, 23 stycznia 2016

Ann Downer ~ Narodziny magii

Tytuł: Narodziny magii
Tytuł oryginalny: Hatching magic
Seria: -
Autor: Ann Downer
Liczba stron: 192
Gatunek: Fantasy
Ocena: 6/10

Teodora Oglethorpe jest bardzo smutną dziewczyną. Jej ojciec, który jest biologiem, udał się na misję badawczą do dżungli laotańskiej, a jej wakacje w Bostonie nie zapowiadają się zbyt ciekawie. Do czasu...
Wywerna Gideona, Wika, przeszła przez magiczną dziurę w czasie i teraz jest w Bostonie i szuka miejsca by złożyć jajo. Gideon wyrusza za nią i próbuje ją odnaleźć, jednak nie będzie tak łatwo. Mag szuka czegoś, co ma Teodora, która wcale nie jest tego świadoma. Czy ktoś mówił, że te wakacje będą nudne...?

Tak z grubsza zapowiada się fabuła tej cienkiej, ale jakże ciekawej powieści. Jest to historia krótka, jednak nie brakuje w niej akcji i dużej ilości magii. Bardzo ciekawe fantasy. Pierwszy raz zetknąłem się z tego typu literaturą i sądzę, że było warto, choć moje odczucia co do tej książki nie są do końca pozytywne. Pierwsze 30-40 stron czytało się w miarę okey, jednak potem nadszedł zastój i książka leżała przez jakiś czas nietknięta. Ostatecznie postanowiłem ją skończyć i nie żałuję. Nie jest to fantastyka najwyższych lotów, ale nie można narzekać. 

Bohaterów udało mi się w miarę polubić, choć nie wiązałem z nimi żadnej przyszłości (tzn. nie miałem w planach ich jakoś szczegółowo wspominać). Zarówno Teodora jak i Gideon byli bardzo ciekawymi postaciami, jednak moje serce skradła Febrys. Febrys jest demonem i można by powiedzieć - służką Kobolda, co nie jest dużym spojlerem, bo to wiadomo już od pierwszego momentu, kiedy się pojawia. Ta cała jej metamorfoza tak mnie zauroczyła, że po prostu nie mogłem jej nie pokochać. Może jej słowa w ostatnich kartach powieści nie były jakieś wzruszające, ale tak czy siak poruszyły mnie w jakiś sposób. Mamy tutaj też postać Mikko i ojca Teodory. Mikko była na prawdę bardzo fajną postacią i o ile udało mi się ją w pewien sposób polubić, to do pana Oglethorpe mam mieszane odczucia. Nie był mi on specjalnie bliski i książka mogła by być równie ciekawa bez niego. Oczywiście skoro na okładce jest ten piękny wywern, to na pewno jakąś rolę w książce musiał odgrywać. Otóż tym wywernem jest Wika, którą na prawdę udało mi się polubić. Gdyby jej w tej historii zabrakło to... książka nie miała by sensu. 

Jak mogliście już zauważyć, zarówno w książce, jak i w recenzji nie występuje słowo >smok<. Na kartach tej powieści opisane są wywerny, a nie smoki. Wika jest typową wywerną, jest mała (ale bez przesady, coś wielkości normalnego człowieka) a pysk ma zakończony dziobem. Są to cechy anatomiczne, które nie pasują do smoków. 

Wspomnę także o wydaniu. Okładka jest po prostu świetna. Tytuł i autor są takie wypukłe i można je wyczuć, tyle, że tylko na obwolucie. Wywerna siedząca obok gargulców na prawdę zachęca do czytania! Z tyłu okładki mamy piękny obraz polowania tegoż stworzenia na demona, który na prawdę mi się spodobał i mogę go oglądać godzinami. Tyle tylko, że... tytuł nijak nie pasuje do fabuły. Bo nie ma tu żadnych wzmianek o narodzinach magii, chyba, że autorce chodziło o to, co działo się w ostatnich stronach, ale nie chcę spojlerować. Według mnie tytuł mógł brzmieć zupełnie inaczej. 

Podsumowując. Książka ta na prawdę jest godna uwagi, zaciekawia czytelnika, jednak nie jest to historia, która pozostanie nam długo w pamięci. Fakt faktem, czułem jakiś niedosyt, było mi w jakiś sposób smutno, gdy rozstałem się z bohaterami, ale szybko mi miną ten stan. Historia jest na prawdę godna polecenia, ale nie nadstawiajcie się na jakąś perełkę, bo niestety nie jest to ta pozycja. 

środa, 20 stycznia 2016

Peter Mayle ~ Psi żywot

Tytuł: Psi żywot
Tytuł oryginalny: A dog's life
Seria: -
Autor: Peter Mayle
Liczba stron: 160 
Gatunek: Autobiografia (?)
Ocena: 6/10

Zapewne wielu z nas chciało by się znaleźć w skórze jakiegoś zwierzęcia. Znamy wiele gatunków. Zaliczają się do nich zarówno kręgowce, jak i bezkręgowce. Jedne są ciekawsze, inne mniej. Każde zwierze ma zarówno swoich wrogów, jak i sprzymierzeńców i właśnie takim zwierzęciem jest Zuch - sporych rozmiarów kundel z rodziny psowatych. Pies ten przeżył na prawdę mnóstwo przygód, które razem z nim przeżywamy na kartach tej krótkiej "autobiografii".

Zacznę od tego, że książka ta jest pisana z perspektywy pierwszoosobowej. Nie, nie moi drodzy! Nie z perspektywy pana Petera, ale jego psa! Zucha! Zuch jest psem, który spisuje własne wspomnienia. Jest zwierzęciem walecznym, które nie da sobie w kaszę dmuchać. Będzie walczył o swoje, ale nie do tego stopnia, by narażać swoje życie. Zawsze wie, kiedy się wycofać. Na prawdę udało mi się go polubić, chociaż w tej historii praktycznie jedynym bohaterem jest właśnie on. Był to na prawdę ciekawy pieseł ze skłonnością do wpadania w tarapaty. Na prawdę jest bardzo ciekawym osobnikiem! Nie za bardzo chcę dużo pisać o fabule, bo jak wiadomo, są to "zapiski" tego psiora, a takie coś bardzo trudno zrecenzować nie robiąc spojlerów. Dlatego więc wstrzymam się od przedstawiania fabuły, ale opowiem o moich odczuciach co do tej książki.

Przyznam szczerze, że na prawdę trudno było mi się wbić w tą historię. Mimo że książka miała sporą czcionkę, ilustracje (niebawem o tym opowiem) i była naprawdę cieniutka, to na prawdę trudno mi się ją czytało i poniekąd musiałem się trochę zmuszać. Zakup był dość spontaniczny, ponieważ kupiła mi ją ciocia. Niemalże w każdej recenzji tej historii wyczytałem, że jest to "lekka i niezobowiązująca lektura, która nie wnosi nic do naszego życia". Poniekąd się z tym zgadzam, aczkolwiek nie powiedziałbym, że lekka, bo na prawdę było z nią ciężko.

Nie powiem, okładka jest bardzo ładna. Na białym tle te wszystkie kuleczki bardzo fajnie wyglądają, a do tego ten piękny golden retriever prezentuje się znakomicie. Okładka wymiata!!! Oczywiście kwestia wizualna nie wpływa na ocenę, ale też stanowi plus. Poza tym książka jest wzbogacona o sporą ilość ilustracji przedstawiających Zucha w różnych sytuacjach. Nie przeszkadzają one ani trochę w odbiorze książki i jest to naprawdę ciekawy zabieg. Można by rzec, że jest to historia dla dzieci, jednak ja w życiu bym jej dziecku nie dał. Niektóre słowa bądź żarty nie są wcale w dziecięcym stylu i mogę gdzie nie gdzie pojawić się wzmianki o seksie, więc lepiej się wstrzymać z obdarowywaniem dzieci tą książką.

Podsumowując, książka ta naprawdę jest warta uwagi. Być może to, co o niej napisałem nie postawiło jej w dobrym świetle, ale to na prawdę ciekawa pozycja. Pierwszy raz zdarzyło mi się czytać coś z perspektywy psa. Historia przedstawiona na kartach tej książki nieraz mnie rozśmieszyła i na prawdę ją polecam. Jeśli jednak jesteście fanami psiej rasy, ta książka jest dla Was pozycją obowiązkową! Pozwala ona spojrzeć zupełnie inaczej na zachowanie psów ich właścicielom, ale nie tylko. Równie dobrze nada się ona dla osoby, która w życiu nie miała psa w domu.
Nawiązując do początku recenzji... jeśli chcesz znaleźć się w skórze zwierzęcia, to koniecznie sięgnij po tą pozycję!

Wiem, że recenzja jest dość chaotyczna, ale wyszedłem z rytmu przez ten brak pisania recenzji ostatnio, ale niebawem się to zmieni ;) Postanowiłem wstawiać teraz do recenzji zdjęcia robione przeze mnie. Co o tym sądzicie? :>


piątek, 1 stycznia 2016

Grudniowy Book haul

Dzisiaj pierwszy stycznia, więc już nie ma grudnia! Kto by powiedział? :D Ale przejdźmy do rzeczy.
Grudzień to chyba najlepszy czas, jeśli chodzi o książki... Święta. Właśnie.. od tego zacznijmy.
Żeby uczcić święta, postanowiłem sobie zamówić wielką (jak na mnie) paczuchę w księgarni internetowej Aros.pl. Znajdowały się tam cztery znakomite książki.



W paczce wynalazłem:


"Talon" autorstwa Julie Kagawa


"Miasto kości" autorstwa Cassandry Clare


"Utrata" autorstwa Rachel Van Dyken


"Deadline" autorstwa Miry Grant

 Takie wspaniałości do mnie trafiły :) Ale to nie wszystko. Otóż tego samego dnia, jeszcze zanim przyszłą paczucha od Arosa, a ja wróciłem ze szkoły czekała na mnie niespodzianka, a mianowicie... awizo! A ja przecież nic nie zamawiałem! Od razu zadzwoniłem do rodziców i się spytałem czy oni mi nic nie zamawiali, i jak się okazało - nie! Tak więc czekałem do następnego dnia, kiedy to rodzice pojechali na pocztę, a tam... paczka od przewspaniałej Nicoli - mojej przyjaciółki mieszkającej w Stanach. Kiedy mama mi to powiedziała, po prostu byłem zszokowany. Wieczorem, po powrocie rodziców z pracy w końcu paczka trafiła w moje ręce. A co w niej było!? Coś wspaniałego <3 Coś, czego w Polsce jeszcze nie ma, a mianowicie...






W paczce znajdował się czwarty tom Szklanego tronu nie wydany jeszcze w Polsce, a mianowicie "Queen of Shadows" autorstwa Sarah J. Maas  z przewspaniałą dedykacją <3


Byłem po prostu w szoku :) Od razu dałem znać Nicoli o tym, że paczka doszła i po prostu z całego serca jej podziękowałem. Najlepsza niespodzianka w dziejach :D Prezent ten zmotywował mnie do dwóch rzeczy. Po pierwsze do kontynuowania serii Szklany tron. Po drugie, do systematycznej nauki angielskiego. Mam nadzieję, że książkę przeczytam ze zrozumieniem i w odpowiedni sposób ją zrecenzuję :)

Podsumowując moje prezenty w wersji papierowej <3 :















Template by Vertoliare