sobota, 1 października 2016

Robert Cichowlas ~ Szósta era

Tytuł: Szósta era
Tytuł oryginalny: -
Seria: -
Autor: Robert Cichowlas
Liczba stron: 260
Gatunek: Literatura grozy
Ocena: 6/10

  Dawid Galiński jest nauczycielem biologii w liceum.
  Gdy pewnego dnia bierze jednego z uczniów do odpowiedzi ustnych, ten przechodzi dziwną metamorfozę oraz zaczyna recytować słowa pradawnej pieśni.
  Galiński ma wrażenie, że coś zagnieździło się w jego głowie. To coś mówi do niego, wie o wszystkim, co robi.
  W tym czasie dochodzi do kolejnych morderstw, które charakteryzują się techniką, którą dawne plemiona Azteków składały ofiary.
  Świat stanął w obliczu wielkiej zagłady, jaką dawno temu przepowiedzieli Indianie Mezoameryki.

  Tę cieniutką książeczkę dorwałem całkowicie nową za niecałe pięć złotych w księgarni. Opis mnie zainteresował, okładka również, więc czemu by nie kupić?
  Gdy w końcu doszło do tego, że ją zacząłem czytać, tak się wciągnąłem, że pochłonąłem całą w ciągu kilku godzin.
  Tak, Moi drodzy, to lektura na jeden bądź dwa wieczory.
  Podczas czytania towarzyszy klimat grozy i niepewności. Nie wiadomo w zasadzie, kto będzie następny, komu można zaufać. Czasem na prawdę można się przestraszyć, a nawet obrzydzić. Mimo, że duża ilość krwi nie robi na mnie wielkiego wrażenia, to opisy, kiedy wyrywa się serca zawsze przyprawiają mnie o mdłości.

  Główny bohater, jednocześnie mój imiennik, jest osobą, która nie wzbudziła we mnie większej sympatii. Nie chcę za bardzo się rozwodzić na ten temat, aczkolwiek wiele razy dochodziło do sytuacji, że mnie irytował.
  Irytowała mnie również Katarzyna. W ogóle mam wrażenie, że postacie w tej książce są jakieś... naciągane? Naciągane, sztuczne, nienaturalne. Jedynie z bohaterami pobocznymi, epizodycznymi się utożsamiałem. Może to dlatego, że też byli uczniami?
  Związek pary, którą opisałem na początku również jest dla mnie w pewien sposób... niesmaczny? Nie umiem do końca tego opisać, jednak uważam, że było to naciągane.

  Robert Cichowlas pisze lekko i ciekawie. Każde zdanie w tej powieści mnie intrygowało. Zaczynało się COŚ, po czym nagle wyskakiwała olbrzymia piramida, która była by ostatnią rzeczą, jaka by mi przyszła do głowy.
  O to właśnie chodzi. Książka potrafi zaskoczyć, jednakże...
  Jak zapewne widzicie, chwalę tę książkę, ale dałem jej dość niską ocenę. To wszystko ze względu na zakończenie, które wydaje mi się niezwykle naciągane. Mam wrażenie, że autor zakończył tę historię w ten sposób tylko dlatego, że nie miał pomysłu, co mogło by się skończyć dalej.
  Zakończenie strasznie mi się nie spodobało i przesądziło o ocenie tej powieści, która na prawdę ma potencjał.

  Akcja tej książki ma miejsce w Poznaniu, czyli krótko mówiąc w Polsce! W naszym kraju, co było dla mnie pewną nowością, bo nie zdarzyło mi się jeszcze czytać horroru mającego miejsce w Polsce.
  Podobała mi się fabuła. Niezwykle ciekawa, przerażająca, nawiązująca do mitologii Azteków.

  Mimo bezsensownego zakończenia uważam, że historia jest godna uwagi i można po nią sięgnąć. Pamiętajcie, że to tylko moja opinia. Każdy z nas zapewne odbierze tę książkę inaczej.     

czwartek, 29 września 2016

Harry Turtledove ~ Superwulkan


Tytuł: Superwulkan
Tytuł oryginalny: Supervolcano: Eruption.
Seria: -
Autor: Harry Turtledove
Liczba stron: 560
Gatunek: Książka katastroficzna
Ocena: 5/10

  W Parku Narodowym Yellowstone, uśpiony od setek lat, superwulkan tworzy złudne poczucie bezpieczeństwa w państwie zupełnie nieprzygotowanym na to, co oferuje. 
  Colin Ferguson jest policjantem, który aby odpocząć od swoich spraw i od rozwodu wyjeżdża do Yellowstone, gdzie poznaje młodą geolog - Kelly Birnbaum. Wywiązuje się romans, jednak nad parą wisi olbrzymi kataklizm.

  Jak widać, opis historii napisałem dość słabo i wzorowałem się na opisie z tyłu okładki, ponieważ trudno powiedzieć, o czym jest ta książka. 
Z jednej strony mamy Colina, którego życie kręci się wokół rozwodu i nowo poznanej kobiety, a następnie historię  jego byłej żony i dzieci.
  W zasadzie, to naprzemiennie co kilkanaście/kilkadziesiąt stron pojawiały się opisy z perspektywy różnych bohaterów, którzy są ze sobą w pewnym stopniu powiązani.
  Mamy tutaj oczywiście wybuch superwulkanu, który jak się wydaje motywem przewodnim. Jednak tak nie jest. Superwulkan jest wątkiem pobocznym, zepchniętym gdzieś tam daleko i trudno o to, aby go wyszukać.
  W rezultacie mamy denną historyjkę obyczajową o losach romansującego faceta w wieku średnim, kobiety, która fatalnie idzie w życiu i ich dzieci - również niezbyt ciekawi.
  To tworzy mieszankę, którą można nazwać tylko jednym słowem, mianowicie, żeby najładniej zabrzmiało - odchodami.

  Bohaterów jest to ogrom. Począwszy od Marshalla (którego najbardziej chyba zaakceptowałem, ale nie polubiłem), przez kolejne dzieci Colina, aż do jego byłej żony.
  Mimo wielu postaci wcale nie tak łatwo się zgubić. Da się w pewnym stopniu ogarnąć, kto jest kim, aczkolwiek z polubieniem postaci będzie raczej trudno.

  Pióro pana Harry'ego jest bardzo ciężkie. Tekst czyta się bardzo trudno. Sam w zasadzie za bardzo na tekście się nie skupiałem, czytałem na przymus, bo nie lubię zostawiać lektury nieskończonej. Kupiłem ją w przecenie, bo skusił mnie tytuł, okładka, opis i rekomendacje, ale się zawiodłem.
 Nie widziałem ani jednej pozytywnej opinii na temat tej powieści.

  Superwulkanu za wiele tu nie ma. Jest to bardziej historia obyczajowa, a i tak uważam, że lepiej wydać pieniądze i poświęcić na coś porządniejszego. Nie jest to lektura lekka i przyjemna. Nie polecam.



-------------------------------------------------------------

Tak, wiem, nie było mnie dość długo, ale wracam zmobilizowany z dużą dawką recenzji ;) Mam nadzieję, że mnie pamiętacie i wrócicie :)


czwartek, 7 kwietnia 2016

Sherrilyn Kenyon ~ Miecz ciemności

Tytuł: Miecz ciemności
Tytuł oryginalny: Sword of Darkness
Seria: Władcy Avalonu
Autor: Sherrilyn Kenyon
Liczba stron: 320
Gatunek: Paranormal romance
Ocena: 7/10

Serena jest prostą dziewczyną, której marzeniem jest przestać być zależną od swojego mistrza - Rufusa. Marzy, aby dołączyć do gildii szwaczów w średniowiecznym miasteczku, w którym mieszka. Jednak gdy podczas egzaminu jej płótno nazwane jest "niezbyt dobrym", co znaczy że go nie zdała, dziewczyna jest bardzo zawiedziona. Tego samego dnia spotyka dwóch rycerzy na koniach, którzy prosto w oczy mówią jej, że ma zostać matką kolejnego Merlina w Avalonie, Avalonie z legend arturiańskich! Spanikowana Serena ucieka, a dwaj rycerze podążają za nią. Nagle spotyka na swojej drodze czarnego rycerza - Kerrigana, który ją porywa do Camelotu...

Tak właśnie przedstawia się historia namiętnego romansu opisanego w książce Sherrilyn Kenyon - "Miecz ciemności. Do przeczytania tej książki zachęciła mnie w dużej mierze recenzja Kasi z bloga "Bo kocham czytać" (pozdrawiam i zapraszam do niej ;)) I poprosiłem ciocię o tę historię, ponieważ w okolicznej księgarni była możliwość kupienia jej nowiutkiej za jedynie niecałe 5 zł. Nie lada okazja, prawda? Jednak długo czekała, aż się za nią zabiorę, aż w końcu to nastąpiło, a ja cieszyłem się kilkoma dniami spędzonymi w towarzystwie tej wspaniałej lektury. Głównie zachęciła mnie tematyka średniowiecza oraz epizodyczna postać Króla Artura, którego uwielbiam. Czytając tę historie nie sądziłem, że będzie ona przepełniona tak wielką ilością scen erotycznych, z resztą bardzo namiętnych. Ale mimo wszystko książkę pokochałem! Nie jest to literatura wysokich lotów, ale z przyjemnością i niesamowitą szybkością czyta
się kolejne rozdziały. Nie można się w ogóle oderwać od historii.

Przejdźmy do postaci. Na pierwszym miejscu Serena - kobieta odważna, potrafiąca się postawić, jedna z tych żeńskich postaci, których brakuje we współczesnej literaturze. Między mną a nią zrodziła się wspaniała więź. Również Kerrigan, czyli król Camelotu opętany przez zło, wcielony diabeł i jednocześnie osoba, która ma w sobie cząstkę dobroci mimo trudnego dzieciństwa.
Mamy także Morgenę, postać której nie da się nienawidzić. Wredna, podstępna, chciwa i egoistyczna.
Jednak najbardziej udało mi się polubić mandragona (rasa ludzi - smoków) i jednocześnie sługę Kerrigana - Blaise'a. Stworzenie charakterne, ale i pomocne. Wspaniały przyjaciel.

W książce tej jest wiele terminów, których zrozumieć nie możemy, więc z tyłu książki mamy spis każdego słowa, które może być przez nas nieogarnięte, tzn. spis 13 świętych przedmiotów i spis ras magicznych w powieści. Sądzę, że historia ta nadaje się zarówno dla chłopaków jak i dziewczyn, bo jest po prostu wspaniała! Jest tylko jedna rzecz, która mnie zniechęciła, a mianowicie pierwsza stron, na której jest napisane "Droga czytelniczko!". Całkowita dyskryminacja płciowa! Ale mimo wszystko polecam.

niedziela, 6 marca 2016

Podsumowanie lutego

Hej
Ponownie witam was w spóźnionym podsumowaniu lutego. Nie wszystkie moje plany zostały wykonane, aczkolwiek jestem zadowolony z wyniku. Udało mi się przeczytać 4 książki i łącznie przeczytałem 1652 strony, czyli więcej niż w zeszłym miesiącu! Jak widać, ferie się przydały, ale przejdźmy do rzeczy.

Wrap up
Miesiąc zacząłem ze świetną powieścią, jaką jest "Miasto kości" Cassandry Clare i to była tak znakomita historia, że aż żałowałem, że nie posiadam drugiego tomu!

Następnie sięgnąłem po cienką powieść, jaką jest "Miecz ciemności" Sherrilyn Kenyon i była to kolejna historia która podbiła moje serce i była naprawdę znakomita!

Po skończeniu "Miecza ciemności" dorwałem się do "Superwulkanu" Harry'ego Turtledove i to była na prawdę fatalna historia. Czytałem ją na prawdę długo i na szczęście skończyłem, bo to było po prostu dno! Nie radzę nawet kijem dotykać!

Po skończeniu "Superwulkanu" tego samego dnia dorwałem się do kolejnej cienkiej powieści. Była to "Szósta era" Roberta Cichowlasa. Przebrnąłem przez nią przez jeden dzień i był to na prawdę świetny horror, ale koniec... Był tak fatalny, że zniszczył całą ocenę tej książki. Ale tak czy owak jest ona godna uwagi.

TBR
W marcu udało mi się przeczytać już jedną książkę i jest to "Vaclav i Lena" Haley Tanner, ale jeśli chodzi o plany, to przede wszystkim chcę skończyć "Deadline" Miry Grant i "Tygrysa" Jonha Vaillanta. Potem raczej zrobię nowe zakupy.

Book haul
W tym miesiącu trafiły do mnie tylko dwie książki. Na początku lutego przyjechała do mnie ciocia, która kupiła mi "Tygrysa" Jonha Vaillanta za jedynie 15 zł. Kilka dni potem wstąpiłem do Tesco, a tam!? Tanie książki i do tego nowe! Interesowała mnie tylko jedna pozycja, więc ją kupiłem. Jest to "Vaclav i Lena" Haley Tanner za jedynie 6.99 zł w twardej oprawie! Nie mogłem jej nie kupić. Jest już przeczytana, więc niebawem recenzja.

To by było na tyle. Mam jeszcze pytanko. Otóż obejrzałem ostatnio świetny film i tak chodzi mi po głowie myśl o tym, aby raz na jakiś czas dodać recenzje filmów. Piszcie w komentarzach czy chcecie, a ja rozważę wasze zdania ;)



wtorek, 23 lutego 2016

Cassandra Clare ~ Miasto kości

Tytuł: Miasto kości
Tytuł oryginalny: City of bones
Seria: Dary anioła
Autor: Cassandra Clare
Liczba stron: 512
Gatunek: Fantasy
Ocena: 9/10

Clary Fray jest z pozoru zwykłą, rudowłosą piętnastolatką ze skłonnością do wpadania w tarapaty. Jednak, gdy podczas nocy w klubie Pandemonium dziewczyna jest świadkiem walki dobra ze złem, jej życie wywraca się do góry nogami. Poznaje blondwłosego, leworęcznego chłopaka imieniem Jace, który jak się okazuje, jest nocnym łowcą i walczy z demonami. Z faktów wynika, że ona również nie jest zwykłą Przyziemną. Nie powinna widzieć walki tajemniczych ludzi z tatuażami na ciele z niebieskowłosym nastolatkiem. A jednak ich widzi i to wydarzenie całkowicie zmienia jej życie.

Tak na prawdę fabuła opiera się również na poszukiwaniu, ale nie chcę specjalnie się wgłębiać w fabułę, ponieważ ja czytałem tę książkę zupełnie nie wiedząc, o czym jest i wam również polecam tak zrobić.
Na początku nie mogłem się wciągnąć. Przez jakieś 100 stron trudno było mi się wgryźć, lecz potem było już coraz lepiej. Ta historia po prostu mnie od siebie uzależniła! Nie czytałem w swoim życiu dużo fantastyki, ale ta pozycja wydała mi się naprawdę bardzo oryginalna. Demony, wampiry, wilkołaki i Nocni łowcy...
Pokochałem ten świat! A gdy zamknąłem tę książką, od razu żałowałem że nie mam w swojej biblioteczce "Miasta popiołów".

Jeśli chodzi o bohaterów, to na prawdę udało mi się ich polubić. Mimo, że Clary nie była jakoś specjalnie wspaniałą bohaterką i nie trafiła do moich książkowych ulubienic. Udało mi się też polubić Jace'a oraz Isabelle, która ostatecznie na prawdę zdobyła moje serce. Za to nie bardzo polubiłem Simona, który miejscami na prawdę mnie irytował. Czasem miałem wrażenie, że zachowuje się jak jakieś niewychowane i egoistyczne dziecko. Nie wiem czemu, ale nie trawię tego człowieka.

Nie chcę się za bardzo rozpisywać, bo uważam, że o tej pozycji już każdy słyszał i każdy wie, jakie to cudeńko. Istna perełka!

Sądzę, że mimo okładki, która nie jest jakoś specjalnie wyszukana i rekomendacji Stephenie Meyer tą książkę na prawdę trzeba przeczytać. Każdy, kto kocha świetne książki, zgrzeszy, jeśli nie sięgnie po tę pozycję!

niedziela, 21 lutego 2016

Rainer M. Schroder ~ Dni ciemności

Tytuł: Dni ciemności
Tytuł oryginalny: Tage Der Finsternis
Seria: -
Autor: Rainer M. Schroder
Liczba stron: 196
Gatunek: Literatura grozy
Ocena: 8/10

Wiekowy klasztor Himmerod w dolinie rzeki Salm jest oazą ciszy i spokoju. Jednak za grubymi murami tegoż klasztoru zaczynają się dziać przerażające rzeczy. Kto stoi za zbezczeszczeniem ołtarza? Dlaczego brat Paulinus popełnia samobójstwo? Dlaczego jeden z braci popada w dziwną obsesję? Czemu na oczach tych wysoce wierzących ludzi dochodzi do kolejnych samobójstw/morderstw? Czemu wszystkich dręczy niepokój?
Jednak zamiast głębokiej modlitwy i wezwania egzorcysty, Ojciec Martinus, przeor opactwa wzywa do klasztoru agnostyka, człowieka, który zajmuje się zjawiskami nadprzyrodzonymi. Przeor, nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń nazywa agnostyka bratem Thomasiusem. Brat Thomasius rozpoczyna dochodzenie, jednak im więcej odkrywa, tym więcej pojawia się pytań i nowych zagadek. Aż w klasztornej bibliotece wpada na pewien trop...

Zakup tej książki był zupełnie spontaniczny. Gdy pojechałem na wakacje do cioci do Warszawy, szybko odkryłem wspaniałe księgarnie z tanimi książkami. Bardzo blisko znajdowała się księgarnia "Tak Czytam", w której książki były w naprawdę niskich cenach. Dorwałem tam 3 powieści i jedną z nich były właśnie "Dni ciemności" autorstwa niemieckiego pisarza - Rainera M. Schrodera. Książka zwróciła moją uwagę świetną okładką. Bez zastanowienia kupiłem i zapłaciłem za nią nie całe 4 zł! Była zupełnie nowa. Jednak dopiero w styczniu udało mi się ją przeczytać.
Od razu chcę ostrzec, iż jest to książka dla ludzi o mocnych nerwach. Ja z natury jestem dość bojaźliwą osobą i nie czuję rozluźnienia po obejrzeniu horroru. Kupując tę cieniutką historię nawet nie wiedziałem, o czym jest. Wiedziałem, że mi się spodoba. Średniowieczne klimaty, klasztory i tym podobne to coś, co kocham. Jednak nie sądziłem, że czytając tę broszurkę będę czuł takie przerażenie! Powieść ta pozostawiła straszne piętno na mojej psychice. Po przeczytaniu jej zarwałem noc. W ogóle nie mogłem zasnąć! A jedna scena przyprawia mnie o ciarki aż do tej pory! Ale mimo wszystko uważam, że naprawdę opłacało się po nią sięgnąć.

Na kartach tej książki poznajemy wielu braci. Jednak z żadną z postaci nie udało mi się jakoś specjalnie zżyć.
Brat Thomasius jest ateistą, któr
y podjął się wypełnienia tego zadania. Ale za jaką cenę! Po wydarzeniach, jakie miały miejsce pozostał zupełnie innym człowiekiem.
Ojciec Martinus również jakoś specjalnie mnie nie zachwycił, ale każda z postaci dała się polubić.

Czytając tę historię czułem autentyczne przerażenie. Coraz większa ilość rodzących się zagadek powodowała, że nie mogłem oderwać się od książki.

Dodam też coś o kwestii wizualnej, która na prawdę przykuwa nasz wzrok. Na okładce widzimy osobę w zakrwawionym habicie związanego sznurami i łańcuchami. Jak się później okaże, postać ta będzie miała olbrzymie znaczenie. Papier jest naprawdę dobrej jakości. Czcionka jest bardzo duża. Przed każdym nowym rozdziałem jest jakaś ilustracja. Dodatkowo w tytule każdego rozdziału i w pierwszym wyrazie rozdziału jest ładny inicjał. Wydawnictwo starało się jak mogło, aby nie była to broszurka.

Po tę książkę na prawdę warto sięgnąć, a szczególnie, jeśli lubicie grozę! Ciekawa fabuła, zagadki to to, co wszyscy lubimy. Serdecznie polecam!



wtorek, 16 lutego 2016

Rachel Van Dyken ~ Utrata

Tytuł: Utrata
Tytuł oryginalny: Ruin
Seria: Zatraceni
Autor: Rachel Van Dyken
Liczba stron: 304
Gatunek: New Adult
Ocena: 9/10

Kiersten jest szarą myszką, która dotychczas mieszkała w "dziurze''. Teraz jednak dostała się na Uniwersytet Waszyngtoński. Jej współlokatorką jest Lisa - ogromna wielbicielka umięśnionych facetów. Kiersten, bo jakże inaczej, już pierwszego dnia robi z siebie totalną idiotkę przed Westonem, który jest opiekunem roku.

Brzmi to jak typowy, nudny romans, jednak wcale nim nie jest. Im dalej czytamy, tym dowiadujemy się więcej. Początek jest dość schematyczny, jednak po pewnym czasie zauważamy, że schemat zniknął.
Książkę czytało mi się na prawdę szybko. Bardzo żałuję, że była tak cienka. Już od pierwszych stron się wciągnąłem a na mojej twarzy cały czas gościł uśmiech. Nie mogłem się oderwać od tej historii. Śmiałem się, płakałem. Ta książka po prostu łamie serce i bawi się naszymi uczuciami.
Tak, jestem chłopakiem i przeczytałem New Adult i wcale się tego nie wstydzę. Zapewne większość moich znajomych uznała by mnie za geja z tak błahego powodu, jakim jest okładka. Otóż nie. Gejem nie byłem, nie jestem i nie zamierzam być. A takie opinie tylko z powodu tematyki tej książki mam gdzieś. Na prawdę uważam, że warto sięgnąć po tą pozycję. Nie liczy się płeć. Według mnie książka jest odpowiednia zarówno dla dziewczyn jak i chłopaków.

Jeśli chodzi o bohaterów, to na prawdę udało mi się polubić. Kiersten w moich oczach była na prawdę piękną dziewczyną, jednak trochę bardziej od niej polubiłem jednak Lisę.
Zarówno Weston jak i Gabe byli by pewnie świetnymi kumplami i nie raz bym wyszedł z nimi na piwo, gdyby zdarzyła się taka okazja.

Uważam, że książka mimo odpychającej okładki jest na prawdę godna uwagi. Polecam ją wszystkim, bo to na prawdę świetna lektura pokazująca, czym jest życie. Gorąco polecam!

czwartek, 11 lutego 2016

Julie Kagawa ~ Talon

Tytuł: Talon
Tytuł oryginalny: Talon
Seria: Talon
Autor: Julie Kagawa
Liczba stron: 416
Gatunek: Fantasy
Ocena: 10/10

Talon jest to organizacja, która zajmuje się wszystkimi smokami na świecie. Podporządkowuje je i sprawia, że ludzie nie mogą się o nich dowiedzieć. Jedynymi stworzeniami ludzkimi, którzy wiedzą o tych zwierzętach, to Zakon Świętego Jerzego. Zakon ten jest wrogiem Talonu. Twierdzi, że smoki to diabły, demony i w imię ludzkości trzeba je wszystkie zabić.
Bliźniaki Ember i Dante są młodymi smokami, tak zwanymi pisklakami. Po odpowiednim szkoleniu przyjeżdżają do Crescent Beach pod postacią nastolatków i tam mają się zasymilować i wtopić w otoczenie. Młode smoki mają nadzieję, że będą miały trochę więcej czasu dla siebie, jednak nie wszystko toczy się po ich myśli, a szczególnie po myśli Ember. Tak na prawdę Talon planuje im połowę dnia, a dopiero potem mogą robić to, na co mają ochotę.

"Są demonami. To żmije samego diabła. Dążą do całkowitego zniewolenia ludzi, a my jako jedyni stajemy między tymi mordercami a ludźmi, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożenia"

Ta książka jest po prostu nieziemska!!! Nie chcę tutaj zbędnie przedłużać specjalnymi wstępami, więc od razu przejdę do zachwytów.
Miałem dystans do tej książki i nie spodziewałem się jakiegoś epickiego dzieła, jednak strasznie się myliłem. W ręku trzymałem jedną z najlepszych historii, jakie do tej pory czytałem. Przepełniona humorem, ociekająca akcją i dynamiką, uzupełniona fantastycznym wątkiem romantycznym. Po prostu mistrzostwo!
Nie nadstawiałem się też na coś wspaniałego na samym początku, bo znana zapewne Wam świetna blogerka i vlogerka Caroline z Caroline in the Bookland (pozdrawiam ;)) uważała, że początek był dość nieciekawy, jednak ja wciągnąłem się od pierwszych już stron! I chcę też podziękować tejże vlogerce za świetną recenzję, bo gdyby nie ona, prawdopodobnie nie sięgnął bym po to cudeńko.

Bohaterowie są po prostu świetni. Bardzo udało mi się polubić Ember. Ba! To moja nowa książkowa żona! Była typem bohaterki, który na prawdę lubię. Typ buntownika, osoby, która nie chce żyć ciągle według zasad.
Na początku czytania myślałem, że uda mi się polubić wszystkich bohaterów, jednak Dante... Nienawidzę go! Nie chcę się zbytnio o nim wypowiadać, ale on był po prostu beznadziejny.
Mamy tutaj też postać ze Świętego Jerzego, czyli Garreta. Garret był osobą, którą udało mi się bardzo polubić. Oczekiwałem też, że uda mi się równie, jak Ember i Garreta, ubóstwić Rileya, jednak on, mimo że był postacią na prawdę interesującą, nie był dla mnie jakoś specjalnie znakomity.

Poza tym jeszcze kwestia okładki... Jest po prostu fantastyczna! Nie dość, że tytuł i autorka odbijają światło, to do tego jeszcze w dotyku czuć te łuski... Po prostu mistrzostwo!

Książka jest pisana z perspektyw różnych postaci. Perspektywy te są przeplatane i możemy każdą sytuację poznać oczami różnych bohaterów. Mimo gabarytów tej powieści, czytało mi się ją na prawdę szybko. Serdecznie polecam tą historię. Nie pożałujecie!


niedziela, 7 lutego 2016

Podsumowanie stycznia

Hej. Witam Was w spóźnionym podsumowaniu stycznia. 

Wrap up
W tym miesiącu udało mi się przeczytać pięć książek. Nie były to powieści grube, aczkolwiek jestem zadowolony ze swojego wyniku. 

Styczeń zacząłem z krótką powieścią "Psi żywot" autorstwa Petera Mayle. Książka ta niezbyt mi się podobała. Trochę się z nią męczyłem, jednak była w sumie okey i mogę ją w sumie polecić, bo z tego co widzę, tylko mi się tak dłużyła. 

Następnie sięgnąłem po kolejną, cieniutką książeczkę i były to "Narodziny magii" Ann Downer. Była to w miarę okey historia fantasy, chociaż niezbyt wymagająca i wątpię, aby spodobała się osobom zaawansowanym w temacie fantastyki, jednak uważam, że warto, bo to na prawdę ciekawa historia.

Po skończeniu "Narodzin magii" sięgnąłem po "Talon" Julie Kagawa. Ta książka jest po prostu znakomita! Nie mogłem się w ogóle wyrwać od tego świata, a Ember jest kolejną już moją książkową żoną. Nie mogę się doczekać kolejnego tomu.

Po skończeniu "Talonu" miałem olbrzymiego kaca, ale nie chciałem ubolewać nad tym, że nie posiadam kolejnego tomu, więc od razu sięgnąłem po "Utratę" autorstwa Rachel Van Dyken i to... Było po prostu lepsze niż "Talon"! Śmiałem się, płakałem, po prostu nie mogłem się oderwać! Polecam każdemu!

Potem sięgnąłem po kolejną cieniutką książeczkę i były to "Dni ciemności" Rainera M. Schrodera. Powieść okazała się idealnym straszydłem. Czytając tę historię na prawdę odczuwałem niepokój, a po skończeniu jej nie spałem całą noc. Według mnie jest to książka dla ludzi o mocnych nerwach, więc nie polecam dla wrażliwych. 

Styczeń był obfitym miesiącem czytelniczym, Udało mi się przeczytać 1268 stron, a w lutym mam ferie, więc... mam nadzieję przeczytać więcej.

TBR
Jeśli chodzi o luty...

Aktualnie czytam "Miasto kości" Cassandry Clare i za maksymalnie dwa dni skończę tę książkę. Następnie mam w planach skończyć "Superwulkan" Harrego Turtledove i "Miecz ciemności" Sherrilyn Kenyon. A jak dobrze pójdzie i skończę te powieści to zabieram się za "Tygrysa" Jonha Vaillanta, "Szóstą erę" Roberta Cichowlasa i "Deadline" Miry Grant.

Plany mam duże i raczej nie uda mi się ich zrealizować, ale tak czy siak spróbuję.

Book haul
Z racji że w ostatnich miesiącach zdobyłem dużo nowych książek, w styczniu kupiłem tylko jedną. Jest to "Superwulkan" Harrego Turtledove i mam nadzieję, że niebawem będzie recenzja.

To już wszystko w tym krótkim i bardzo chaotycznym (za co serdecznie przepraszam) podsumowaniu minionego miesiąca. A co Wy ciekawego czytaliście w styczniu i zamierzacie przeczytać w lutym? Pisać szybko! :D
Jak mogliście zauważyć, dawno nie publikowałem żadnej recenzji i mam zaległości, dlatego w lutym postaram się umieszczać po dwie recenzje w tygodniu. Mam nadzieję, że Was nie zamęczę :)


sobota, 23 stycznia 2016

Ann Downer ~ Narodziny magii

Tytuł: Narodziny magii
Tytuł oryginalny: Hatching magic
Seria: -
Autor: Ann Downer
Liczba stron: 192
Gatunek: Fantasy
Ocena: 6/10

Teodora Oglethorpe jest bardzo smutną dziewczyną. Jej ojciec, który jest biologiem, udał się na misję badawczą do dżungli laotańskiej, a jej wakacje w Bostonie nie zapowiadają się zbyt ciekawie. Do czasu...
Wywerna Gideona, Wika, przeszła przez magiczną dziurę w czasie i teraz jest w Bostonie i szuka miejsca by złożyć jajo. Gideon wyrusza za nią i próbuje ją odnaleźć, jednak nie będzie tak łatwo. Mag szuka czegoś, co ma Teodora, która wcale nie jest tego świadoma. Czy ktoś mówił, że te wakacje będą nudne...?

Tak z grubsza zapowiada się fabuła tej cienkiej, ale jakże ciekawej powieści. Jest to historia krótka, jednak nie brakuje w niej akcji i dużej ilości magii. Bardzo ciekawe fantasy. Pierwszy raz zetknąłem się z tego typu literaturą i sądzę, że było warto, choć moje odczucia co do tej książki nie są do końca pozytywne. Pierwsze 30-40 stron czytało się w miarę okey, jednak potem nadszedł zastój i książka leżała przez jakiś czas nietknięta. Ostatecznie postanowiłem ją skończyć i nie żałuję. Nie jest to fantastyka najwyższych lotów, ale nie można narzekać. 

Bohaterów udało mi się w miarę polubić, choć nie wiązałem z nimi żadnej przyszłości (tzn. nie miałem w planach ich jakoś szczegółowo wspominać). Zarówno Teodora jak i Gideon byli bardzo ciekawymi postaciami, jednak moje serce skradła Febrys. Febrys jest demonem i można by powiedzieć - służką Kobolda, co nie jest dużym spojlerem, bo to wiadomo już od pierwszego momentu, kiedy się pojawia. Ta cała jej metamorfoza tak mnie zauroczyła, że po prostu nie mogłem jej nie pokochać. Może jej słowa w ostatnich kartach powieści nie były jakieś wzruszające, ale tak czy siak poruszyły mnie w jakiś sposób. Mamy tutaj też postać Mikko i ojca Teodory. Mikko była na prawdę bardzo fajną postacią i o ile udało mi się ją w pewien sposób polubić, to do pana Oglethorpe mam mieszane odczucia. Nie był mi on specjalnie bliski i książka mogła by być równie ciekawa bez niego. Oczywiście skoro na okładce jest ten piękny wywern, to na pewno jakąś rolę w książce musiał odgrywać. Otóż tym wywernem jest Wika, którą na prawdę udało mi się polubić. Gdyby jej w tej historii zabrakło to... książka nie miała by sensu. 

Jak mogliście już zauważyć, zarówno w książce, jak i w recenzji nie występuje słowo >smok<. Na kartach tej powieści opisane są wywerny, a nie smoki. Wika jest typową wywerną, jest mała (ale bez przesady, coś wielkości normalnego człowieka) a pysk ma zakończony dziobem. Są to cechy anatomiczne, które nie pasują do smoków. 

Wspomnę także o wydaniu. Okładka jest po prostu świetna. Tytuł i autor są takie wypukłe i można je wyczuć, tyle, że tylko na obwolucie. Wywerna siedząca obok gargulców na prawdę zachęca do czytania! Z tyłu okładki mamy piękny obraz polowania tegoż stworzenia na demona, który na prawdę mi się spodobał i mogę go oglądać godzinami. Tyle tylko, że... tytuł nijak nie pasuje do fabuły. Bo nie ma tu żadnych wzmianek o narodzinach magii, chyba, że autorce chodziło o to, co działo się w ostatnich stronach, ale nie chcę spojlerować. Według mnie tytuł mógł brzmieć zupełnie inaczej. 

Podsumowując. Książka ta na prawdę jest godna uwagi, zaciekawia czytelnika, jednak nie jest to historia, która pozostanie nam długo w pamięci. Fakt faktem, czułem jakiś niedosyt, było mi w jakiś sposób smutno, gdy rozstałem się z bohaterami, ale szybko mi miną ten stan. Historia jest na prawdę godna polecenia, ale nie nadstawiajcie się na jakąś perełkę, bo niestety nie jest to ta pozycja. 

środa, 20 stycznia 2016

Peter Mayle ~ Psi żywot

Tytuł: Psi żywot
Tytuł oryginalny: A dog's life
Seria: -
Autor: Peter Mayle
Liczba stron: 160 
Gatunek: Autobiografia (?)
Ocena: 6/10

Zapewne wielu z nas chciało by się znaleźć w skórze jakiegoś zwierzęcia. Znamy wiele gatunków. Zaliczają się do nich zarówno kręgowce, jak i bezkręgowce. Jedne są ciekawsze, inne mniej. Każde zwierze ma zarówno swoich wrogów, jak i sprzymierzeńców i właśnie takim zwierzęciem jest Zuch - sporych rozmiarów kundel z rodziny psowatych. Pies ten przeżył na prawdę mnóstwo przygód, które razem z nim przeżywamy na kartach tej krótkiej "autobiografii".

Zacznę od tego, że książka ta jest pisana z perspektywy pierwszoosobowej. Nie, nie moi drodzy! Nie z perspektywy pana Petera, ale jego psa! Zucha! Zuch jest psem, który spisuje własne wspomnienia. Jest zwierzęciem walecznym, które nie da sobie w kaszę dmuchać. Będzie walczył o swoje, ale nie do tego stopnia, by narażać swoje życie. Zawsze wie, kiedy się wycofać. Na prawdę udało mi się go polubić, chociaż w tej historii praktycznie jedynym bohaterem jest właśnie on. Był to na prawdę ciekawy pieseł ze skłonnością do wpadania w tarapaty. Na prawdę jest bardzo ciekawym osobnikiem! Nie za bardzo chcę dużo pisać o fabule, bo jak wiadomo, są to "zapiski" tego psiora, a takie coś bardzo trudno zrecenzować nie robiąc spojlerów. Dlatego więc wstrzymam się od przedstawiania fabuły, ale opowiem o moich odczuciach co do tej książki.

Przyznam szczerze, że na prawdę trudno było mi się wbić w tą historię. Mimo że książka miała sporą czcionkę, ilustracje (niebawem o tym opowiem) i była naprawdę cieniutka, to na prawdę trudno mi się ją czytało i poniekąd musiałem się trochę zmuszać. Zakup był dość spontaniczny, ponieważ kupiła mi ją ciocia. Niemalże w każdej recenzji tej historii wyczytałem, że jest to "lekka i niezobowiązująca lektura, która nie wnosi nic do naszego życia". Poniekąd się z tym zgadzam, aczkolwiek nie powiedziałbym, że lekka, bo na prawdę było z nią ciężko.

Nie powiem, okładka jest bardzo ładna. Na białym tle te wszystkie kuleczki bardzo fajnie wyglądają, a do tego ten piękny golden retriever prezentuje się znakomicie. Okładka wymiata!!! Oczywiście kwestia wizualna nie wpływa na ocenę, ale też stanowi plus. Poza tym książka jest wzbogacona o sporą ilość ilustracji przedstawiających Zucha w różnych sytuacjach. Nie przeszkadzają one ani trochę w odbiorze książki i jest to naprawdę ciekawy zabieg. Można by rzec, że jest to historia dla dzieci, jednak ja w życiu bym jej dziecku nie dał. Niektóre słowa bądź żarty nie są wcale w dziecięcym stylu i mogę gdzie nie gdzie pojawić się wzmianki o seksie, więc lepiej się wstrzymać z obdarowywaniem dzieci tą książką.

Podsumowując, książka ta naprawdę jest warta uwagi. Być może to, co o niej napisałem nie postawiło jej w dobrym świetle, ale to na prawdę ciekawa pozycja. Pierwszy raz zdarzyło mi się czytać coś z perspektywy psa. Historia przedstawiona na kartach tej książki nieraz mnie rozśmieszyła i na prawdę ją polecam. Jeśli jednak jesteście fanami psiej rasy, ta książka jest dla Was pozycją obowiązkową! Pozwala ona spojrzeć zupełnie inaczej na zachowanie psów ich właścicielom, ale nie tylko. Równie dobrze nada się ona dla osoby, która w życiu nie miała psa w domu.
Nawiązując do początku recenzji... jeśli chcesz znaleźć się w skórze zwierzęcia, to koniecznie sięgnij po tą pozycję!

Wiem, że recenzja jest dość chaotyczna, ale wyszedłem z rytmu przez ten brak pisania recenzji ostatnio, ale niebawem się to zmieni ;) Postanowiłem wstawiać teraz do recenzji zdjęcia robione przeze mnie. Co o tym sądzicie? :>


piątek, 1 stycznia 2016

Grudniowy Book haul

Dzisiaj pierwszy stycznia, więc już nie ma grudnia! Kto by powiedział? :D Ale przejdźmy do rzeczy.
Grudzień to chyba najlepszy czas, jeśli chodzi o książki... Święta. Właśnie.. od tego zacznijmy.
Żeby uczcić święta, postanowiłem sobie zamówić wielką (jak na mnie) paczuchę w księgarni internetowej Aros.pl. Znajdowały się tam cztery znakomite książki.



W paczce wynalazłem:


"Talon" autorstwa Julie Kagawa


"Miasto kości" autorstwa Cassandry Clare


"Utrata" autorstwa Rachel Van Dyken


"Deadline" autorstwa Miry Grant

 Takie wspaniałości do mnie trafiły :) Ale to nie wszystko. Otóż tego samego dnia, jeszcze zanim przyszłą paczucha od Arosa, a ja wróciłem ze szkoły czekała na mnie niespodzianka, a mianowicie... awizo! A ja przecież nic nie zamawiałem! Od razu zadzwoniłem do rodziców i się spytałem czy oni mi nic nie zamawiali, i jak się okazało - nie! Tak więc czekałem do następnego dnia, kiedy to rodzice pojechali na pocztę, a tam... paczka od przewspaniałej Nicoli - mojej przyjaciółki mieszkającej w Stanach. Kiedy mama mi to powiedziała, po prostu byłem zszokowany. Wieczorem, po powrocie rodziców z pracy w końcu paczka trafiła w moje ręce. A co w niej było!? Coś wspaniałego <3 Coś, czego w Polsce jeszcze nie ma, a mianowicie...






W paczce znajdował się czwarty tom Szklanego tronu nie wydany jeszcze w Polsce, a mianowicie "Queen of Shadows" autorstwa Sarah J. Maas  z przewspaniałą dedykacją <3


Byłem po prostu w szoku :) Od razu dałem znać Nicoli o tym, że paczka doszła i po prostu z całego serca jej podziękowałem. Najlepsza niespodzianka w dziejach :D Prezent ten zmotywował mnie do dwóch rzeczy. Po pierwsze do kontynuowania serii Szklany tron. Po drugie, do systematycznej nauki angielskiego. Mam nadzieję, że książkę przeczytam ze zrozumieniem i w odpowiedni sposób ją zrecenzuję :)

Podsumowując moje prezenty w wersji papierowej <3 :















Template by Vertoliare